słony, słodki, kwaśny, gorzki - standard
umami - gratis
tłusty - nowość

siódmy - poczujesz, gdy przymkniesz oczy

wtorek, 21 lutego 2017

Znikające bułki

Te bułki z cebulowo-makowym nadzieniem są tak pyszne, że znikają w mgnieniu oka, zanim jeszcze zdążą wystygnąć. I w sumie bardzo dobrze, ponieważ ciepłe, mięciutkie i pachnące są najlepsze. Niewiele pracy, efekt ach.



wtorek, 10 stycznia 2017

Tarta, że gościom szczęka opada ;)

Wszystko co lubię, skoncentrowane w jednym miejscu i czasie. Idealne na ciepło i na zimno. Polecam zwłaszcza z kieliszkiem czerwonego wina w miłym gronie, w jakimś przytulnym miejscu :)




niedziela, 22 marca 2015

Wolno upiec szynkę?

Wolno, wolno... a nawet wolniej. Czekanie się opłaca, szynka powoli pieczona w niskiej temperaturze jest miękka i delikatna, rozpływa się w ustach. Oczywiście jest to również świetny, nie wymagający wielkiego zaangażowania sposób dla pracowitych inaczej - przyprawione mięso należy umieścić w odpowiednim naczyniu, naczynie w odpowiednim urządzeniu na odpowiedni czas, przespać się i obiad prawie gotowy.


wtorek, 17 lutego 2015

Śledź po tajsku

Jeśli macie ochotę trochę zaszaleć przy okazji jakiegoś święta lub też zupełnie bez powodu, śledziowa tajszczyzna idealne się będzie do tego nadawać. Zaskakujące być może dla niektórych połączenie znalazło już grono wielbicieli, co dla mnie jest zawsze najlepszym wyznacznikiem "fajności" przepisu. Natomiast osobny fakt, iż na niedawno odbywającym się w Szczecinie Targu Rybnym, śledź po tajsku mojego skromnego autorstwa rozszedł się najszybciej wśród kilku proponowanych, no raczej też nie rokuje źle ;)


poniedziałek, 9 lutego 2015

Mój najlepszy sos do pizzy ever

Sos do pizzy. Brzmi prosto, dopóki nie zabierzemy się za jego przygotowanie. Ponieważ nie ma dobrej pizzy bez dobrego sosu, nie sposób traktować tak istotny składnik po macoszemu. Metodą prób, błędów i wypaczeń doszłam do, jak mi się zdaje, substancji idealnej. Która czasem znika w magiczny sposób, zanim ciasto zdąży wyrosnąć ;)


 

piątek, 28 listopada 2014

Piernik świąteczny - ostatni dzwonek

Jeżeli nastawicie w ten weekend ciasto na piernik, to zdążycie przygotować go akurat na święta. Jest pachnący, miękki, bardzo smaczny. I do tego bardzo prosty do zrobienia, wymaga tylko dobrego miodu i trochę czasu, żeby sobie poleżakować. Zatem do dzieła.


wtorek, 14 października 2014

Jednogłośnie najlepszy krem z dyni

Co potrzebujemy aby uzyskać płynne złoto i to w dodatku jadalne? Kilka wyszukanych składników, parę pospolitych, jakąś wolną godzinkę. Moździerz średniego kalibru. Przydałyby się również drzwi kuchenne zamykane na klucz, gdyż niemożliwo-zniewalający kubki smakowe zapach towarzyszący przygotowaniom przedwcześnie zwabia intruzów. Nawet jeśli nie są głodni.


niedziela, 4 maja 2014

Wiosenna kalafiorówka

Zimny kraj, zimny maj. Ale zupa gorąca. Tym razem wiosenna, lekka, pachnąca świeżością, słonecznie żółta kalafiorówka. Akuratnie sycąca, z warzywami al dente. Doskonała na pogodowo sprzyjającą inaczej majówkę. Talerz zupy albo dwa, przytulny koc, dobra książka i można jakoś przetrwać ten ciężki czas.


niedziela, 27 kwietnia 2014

Wytrawny czekoladowiec

Jeśli nie masz czasu/zdrowia/ochoty*, żeby godzinami przesiadywać w kuchni, a bardzo zachce ci się czegoś stosunkowo słodkiego, to jest to przepis dla ciebie. Idealny będzie również na przesilenie wiosenne, chandrę tudzież doła, nieszczęśliwe zakochanie oraz inne dolegliwości stanu kobiecego. Ewentualnie do zupełnie innych celów. Megaczekoladowy, wytrawny, bez pieczenia, przygotowuje się w kilkanaście minut, a smak ciągnie się po podniebieniu jeszcze długo po degustacji. Z dobrą kawą stanowi całość doskonałą.

*) niepotrzebne skreślić


sobota, 26 kwietnia 2014

Chleb prosty

Mało która rzecz zrobiona własnoręcznie smakuje tak dobrze, jak chleb. Prosty przepis i naprawdę niski nakład pracy potrzebny do jego realizacji, sprawia, że nawet osobnicy mniej sprawni kulinarnie poradzą sobie z produkcją domowego pieczywa bez większego problemu. Zachwycając przy okazji resztę domowników.



piątek, 25 kwietnia 2014

Krem ananasowy

Zestawienie słów "ananas" i "zupa" jakoś tak się gryzie, nie sądzicie? Zwłaszcza, jeśli jest to zupa wytrawna, a ananas kojarzy się głównie ze słodkimi daniami. Jednak jest to całkiem intrygująca propozycja, jeśli macie w perspektywie wizytę zblazowanych gości, którzy pozjadali już wszystkie zupy z okolicznych restauracji. Znajomi degustatorzy (z tych niezblazowanych), którzy akurat znaleźli się na celowniku mojej chochli, podejrzewali, że uraczyłam ich jakimś rodzajem azjatyckiej ogórkowej z kiszonych, wymiatając przy okazji swoje miseczki do czysta. Więc może warto wypróbować poniższy przepis, jeśli kompletnie nie macie pomysłu, jak kulinarnie zaskoczyć towarzystwo.



wtorek, 1 kwietnia 2014

Piramidalna... ryba

Czasem tak bywa, że się nam coś wydaje, a okazuje się, że niezupełnie, że całkiem na odwrót, że nieprawda, że ogólny zonk. Ostatnio wydawało mi się, że potrafię usmażyć rybę na patelni grillowej. Może i potrafię, ale nie za każdym razem. Dodatkowo akurat przy pstrągu łososiowym wydawało mi się, że palnik na kuchence nastawiłam na 2 a nie na 3. Co w tym wypadku było o tyle istotne, że skóra przystojnej ryby potraktowana zbyt wysoką temperaturą nie zdzierżyła i całym swym jestestwem przytuliła się do patelni tak, że trzeba było ją odrywać siłą. A trochę pary w rękach mam. Następstwem tego działania było niestety dokumentne rozczłonkowanie mięsa i moja prawie czarna rozpacz, bo miało być tak fajnie, a tu bęc. Na szczęście Pani Kreatywność chyba odrobinę czuwała nade mną i przejęła stery w odpowiednim momencie.

sobota, 29 marca 2014

Kurczak w przelocie

Jak to zrobić, żeby się najeść, a nie narobić - odwieczny problem leniwej kucharki. Zwłaszcza, gdy kucharka akurat postanawia przeistoczyć się w jednoosobowy Zespół Odgruzowująco-Sprzątający, cały dzień ogarnia aktualne miejsce zamieszkania i generalnie nie ma czasu mieszać w garach. Najlepiej sprytnie a nawet wręcz przebiegle urządzić to tak, żeby samo się zrobiło. Na przykład - w piekarniku.

Więc w przelocie między rozwieszaniem prania a  tańcem z miotłami chwytamy, co nam podleci pod rękę i organizujemy jakiś mało absorbujący, acz smaczny obiad.


poniedziałek, 17 marca 2014

Nocne babki

Taka sytuacja. Wieczór chyli się ku upragnionemu końcowi. Wszystkie sprawy codzienno-przyziemne ogarnięte. Gonitwa zakończona. Okolice godziny 23, ja w szlafroku, z maseczką na tak zwanym obliczu, zmierzająca do ostatniego punktu napiętego grafiku, jakim jest zalegnięcie w łóżku oraz dokładne i długotrwałe oglądanie wewnętrznej powierzchni powiek.  Znaczy tak mi się wydaje. Do momentu, kiedy przysypiające w łóżku dziecko ziewającym tonem oświadcza, że jutro obiecał zanieść do szkoły ciasto. T a k. C i a s t o. N a  j u t r o  r a n o. Nie, nie przesłyszałam się. Dzień Kobiet, dziewczyny będą czekać. Obiecał.

Cóż robić.

<#$%&@>

...

Babeczki może.

Cytrynowe.

<szybki przegląd lodówki i szafek kuchennych>

Tak.


niedziela, 9 marca 2014

Batataj, króliczku

Podchodziłam do niego, jak pies do jeża. Wcześniej jadłam go dwa razy - jak mi się do przedwczoraj wydawało - pierwszy i ostatni. Jednak to prawda, że źle przyrządzone danie zostawia trwałe ślady w psychice na długo. Jeśli coś od razu, delikatnie mówiąc, nie rzuci mnie na kolana, zazwyczaj puszczam to w niepamięć, nie tracąc czasu na powtórki. No chyyyba, żeee... no dooobra... dajmy jeszcze jedną szansę temu futrzaku ;)




wtorek, 4 marca 2014

Śledzik ratunkowy

Dzisiaj śledzik, albo mi się wydaje? Goście prawie pukają do drzwi, a tu nastąpiła pomroczność jasna w temacie polskich tradycji karnawałowych, doba znów się nie spięła i trzeba naprędce improwizować? Jeśli po ogarnięciu fryzury i makijażu dysponujecie jeszcze ośmioma luźnymi minutami, to jest to wystarczająca ilość czasu, aby sklecić szybką sałatkę śledziową.



poniedziałek, 3 marca 2014

Kulinarne podróże po szczecińskim Podzamczu - Tawerna

Zaczęło się trochę niewinnie, odrobinę zagadkowo i dość zaskakująco. Żadne znaki na niebie, a tym bardziej na ziemi nie przepowiadały, że w pewne leniwe sobotnie popołudnie dołączę do kreatywnego teamu chcącego wywalić świat do góry nogami. No może nie świat, tylko lokalne, podzamkowe podwórko i może nie do góry nogami, tylko trochę bardziej twarzą do słońca i ludzi. W każdym razie dostałam lakoniczne info na "jednym z portali społecznościowych" o zaproszeniu na degustację. A zaraz potem pytanie, czy będę. No dobra, będę, przecież darowanemu jedzeniu pod serwetkę się nie zagląda ;)

Przyszłam, weszłam, przywitałam się, zasiadłam. Grono kameralne, uśmiechnięte, kieliszek czerwonego wina na dzień dobry - no nie jest źle. A dalej... było już tylko lepiej :)

Okazało się, że restauracja Tawerna, do której nas zaproszono, jest pierwszym przystankiem w intrygującej podróży przez szczecińskie Podzamcze, do którego trudno trafić nawet tubylcom. Trafić trudno, bo leży odrobinę za daleko nie tyle w przestrzeni, co w mentalności mieszkańców naszego zielonego miasta. Dość smętna atmosfera jakoś nie pasuje do ciekawego miejsca, w którym powinno spędzać się co najmniej pół dnia, oddając się rozmaitym aktywnościom miejskim, jak to jest w przypadku podobnych lokacji w innych miastach.  Między innymi do nas, miłośników Szczecina i dobrego jedzenia będzie należał zaszczyt przemeblowania myślenia o starówce-nowówce. A w tchnięciu odrobiny większej dozy życia w nadodrzańską dzielnicę pomóc ma stopniowe zapoznawanie Was  z ciekawymi miejscówkami i wydarzeniami, które Podzamcze ma lub w niedalekiej przyszłości będzie miało do zaoferowania.

Wracając do rzeczy, czyli do kulinariów. Tawerna przeprowadziła lifting menu z miszmaszowo-polskiego na bardziej włoskie i jeszcze przez jakiś czas będzie testować nowości na żywych organizmach. Znaczy, w rzeczoną sobotę, między innymi na moim. Nowości te prezentują się naprawdę obiecująco. Popatrzcie tylko.

Oliwki, oliwa plus delikatne chrupiące pieczywo - to mogę zawsze i o każdej porze. Zwłaszcza kiedy oliwki są zamarynowane boską cieczą połączoną z wiórkami skórki cytrynowej. I nie mam tu na myśli nektaru - oliwa jest znacznie cenniejsza, zwłaszcza gdy czuć jej pikantność wskazującą na doskonałą jakość. A gdy jest jeszcze podkręcona z chili i rozmarynem, fajnie zaostrza apetyt na więcej. Smakowite czekadełko, zwłaszcza w połączeniu z winem. Jeśli tak ma wyglądać każde powitanie w tej restauracji, to ja jestem kupiona (bo już wiem, że będzie też parę innych kąsków;).




środa, 8 stycznia 2014

Paprykawica

... czyli połączenie papryki i soczewicy w jednym garnku, w postaci gorącej, aromatycznej, pikantnej, sycącej zupy. Kolor nie jest tu bez znaczenia, bo nic tak ogniście nie działa na kubki smakowe i ogólny dobrostan jak czerwień. Dwie porcje zjedzone bezpośrednio po sobie wystarczą do uszczęśliwienia mnie, ciebie i pewnie jeszcze kilku osób. Znakomicie smakuje na drugi dzień, a także na trzeci, jeśli dotrwa. Występować może w postaci wege lub delikatnie promięsnej.


czwartek, 19 grudnia 2013

Zakaparzona makrela

Gdy za oknem, drzwiami i stodołą wieje nienormalny wiatr, łatwo o kapar katar. Człowiek zechce wyściubić nos na moment, a tu przewieje, przedmucha, no i masz babo placek... znaczy nieżyt. Różne źródła zalecają, aby ewentualne przeziębienia zajeść, więc długo się nie namyślając (bo to męczy), zastosowałam profilaktyczne dokarmianie swojej osoby tuż przed północą, żeby załatwić jakby dwie pieczenie za jednym zamachem - przetrwać te parę nocnych godzin w znacznym (czyli każdym powyżej 0,5 m) oddaleniu od lodówki oraz nie złapać wirusa przy byle okazji. Szybko ujęłam więc makrelę wędzoną w rączęta swe, usiekałam, namieszałam i pochłonęłam. No, przezorny zawsze ubezpieczony.



niedziela, 1 grudnia 2013

wtorek, 26 listopada 2013

Spidi gonzalez

Dziecek zażyczył sobie dziś spaghetti. Notabene jest to danie z tzw. pewniaków jedzonych bez szemrania, gdy nie wiadomo co zrobić na obiad, a wybredny syn mój łaskawie nie zaanonsuje wcześniej, co ewentualnie miałby ochotę zdegustować.




poniedziałek, 25 listopada 2013

Banana rama

Nie, nie. Jeśli ktoś się zasugerował jakby lokowaniem produktu w tytule, to bardzo mi przykro, ale nie. W tym przepisie nie wystąpi ani gram margaryny. Ani zresztą w żadnym innym na moim szanownym blogu. Margarynie mówimy stanowcze: spiii... idź stąd szybko znaczy. Margaryna to zło w czystej postaci. Natomiast oczywiście, naturalnie i z pewnością występuje, jak nietrudno się domyślić, conoco? Baaa-naan. Oraz kilku innych aktorów, tworzących ciastową ramę dla tego inspirującego owocu.



sobota, 16 listopada 2013

Pust' wsiegda budiet...

Jakie polskie pierogi są najlepsze? Wiadomo - ruskie.

Ponieważ przy domowych pierogach jest trochę pracy, od razu przejdę do przepisu, żeby nie tracić czasu na czcze gadanie.

<Dobra, nie oszukujmy się. To gadanie jednak nie takie na czczo. Nie mam jakby aktualnie weny - nadmiar pierogów, rozleniwienie szarych komórek i ogólny błogostan niewątpliwie złożyły się na zespół braku natchnienia. Podsumowując oraz parafrazując - płodny jest tylko artysta głodny.>






środa, 6 listopada 2013

Łosoś z różowym pieprzykiem

Uwielbiam. Po prostu uwielbiam tą rybę. Za jej smak, fakturę, gibkość w biodrach. Ale przede wszystkim za niesamowity kolor, z którym mam same ciepłe, pozytywne skojarzenia. Co nie oznacza, że namiętnie przyodziewałabym się w łososiowy. Natomiast bardzo chętnie ozdabiam nim talerze :)

Jakiś czas (albo nawet dwa) temu przyrządziłam pieczonego łososia z różowym pieprzem w towarzystwie kwaskowatej "mizerii" i buraczanych frytek, które same w sobie są przepyszne.
























środa, 30 października 2013

Pomarańczowa polędwiczka z węgierką

Polędwiczki wieprzowe należą do ulubionego przeze mnie fragmentu zwierzęcia z rzędu parzystokopytnych zwanego potocznie świnią. Właściwie mogę je robić z zamkniętymi oczami i zawsze wychodzą dobre - ot, taki to wdzięczny materiał do gotowania:) Najchętniej przyrządzam polędwiczki na patelni grillowej, wcześniej urządzając im kąpiel w marynacie. Konfiguracji składników marynaty jest niezliczona mnogość, dziś proponuję poniższą.


sobota, 26 października 2013

Kolorowa krowa

Dawno mnie tu nie było... tak tak, właśnie... tego... yyy... nie miałam czasu. Czy czegoś tam ;)

Dobra, nie ma nad czym się rozwodzić, obiecuję poprawę i biorę się do roboty.

< Motyla noga... jak się obsługiwało blog???... :D >


Dziś zaproponuję Wam fantastyczną wołowinę na ostro z warzywami. Taką opinię usłyszałam po zaserwowaniu onej wyżej wymienionej - więc tylko powtarzam :)





sobota, 18 sierpnia 2012

Nie bądź jeleń, zwiń se zieleń

Strasznie się wczoraj nie wyspałam. Pół dnia chodziłam nieprzytomna, nawet kakao nie pomagało. Dodatkowym usypiającym bodźcem była świadomość, że dobrze by było ogarnąć tu i ówdzie. Zwłaszcza ówdzie. Aby jakoś bezboleśnie, a nawet całkiem przyjemnie przebrnąć przez proces przekładania rzeczy z jednego miejsca w inne, zaczęłam od lodówki. Ale skarby tam znalazłam! Niektóre nawet całkiem przydatne, jak na przykład fantastycznie zielony ser gouda wasabi, czy całkiem znośne pieczarki. Ten ser to nie ze starości zzieleniał, tylko tak jakby od urodzenia miał. A, jako, że nie samym serem i grzybem człowiek żyje, dorobiłam naprędce jakieś tło. Zaś smętne resztki ogórków konserwowych, wysuszona dupka kiełbasiana i dwa przeterminowane opakowania jogurtu pojechały sobie na wycieczkę workolotem w kierunku bliżej nieznanym.




wtorek, 26 czerwca 2012

Kokosowe kremy rosną wokół mnie

w kokosowych kremach jak warzywo tkwię... (chyba coś pokićkałam)

Właściwie to kremy marchewkowo-kokosowe :) Do tego - zupy kremy, czyli dania pierwsze, po zjedzeniu których najlepiej zrobić godzinną przerwę, zanim zabierzemy się do konsumpcji następnych. Dlaczego tak się dzieje? 
Po pierwsze, są one gęste i mają dużo błonnika, który daje nam to boskie uczucie sytości, i ogólnie działa bardzo wporzo na nasze ciałka.
Po drugie, zupy te zazwyczaj są okraszone jakimiś grzanusiami, groszkami ptysiowymi lub innymi fiubździuniami, które skutecznie dopełniają dzieła zniszczenia wolnej przestrzeni w naszych żołądkach.
Po trzecie są tak pyszne, że nie sposób zakończyć na jednej miseczce, nawet jeśli miseczka ma rozmiar DD lub większy. A już krem marchewkowo-kokosowy jest naprawdę wybitny, jeśli chodzi o doznania smakowe - przynajmniej ten poniższy, no naprawdę, mówię Wam! ;)






środa, 13 czerwca 2012

Co się odwlecze, to się upiecze

Czasem przychodzi taki dzień, że niezapowiedziani goście zapowiedzą się odpowiednio wcześniej. No cóż, pech - bywa. Ewentualnie nadciągnie jakieś mniej lub bardziej formalne święto, obchodzone nieszczęśliwie w domu. Jeśli nieopatrznie podczas ubiegłorocznych uroczystości zaprosiło się ciocię Halinkę i wujka Zenka z rewizytą, nie ma co histeryzować i udawać, że nieprawda. Na nic płacze, na nic jęki, trzeba przeżyć te parę godzin udręki ;) Aby umniejszyć nasze cierpienia związane z ąę-ceregielami, idealnie  wpasuje się nam w sytuację sernik szwarcwaldzki. Nam się upiecze, ciotunia na bank będzie zachwycona, wujek pewnie też nie będzie miał nic do gadania w tej kwestii, oprócz radosnego pomrukiwania. Wszyscy będą syci, a owce całe. Tylko sernik może zniknąć;)


























wtorek, 5 czerwca 2012

Grrrrrrr

Jakiś czas temu byłam na imprezie sushikręceniowej. Aportem w majątek przyjęcia wniosłam butelkę chińskiego wina. Niestety, był to błąd. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka chińska wina. Już wiem, że do końca życia żadna siłka nie będzie w stanie zmusić mnie do ponownego spojrzenia w stronę tego wynalazku, no chyba, że dostanę od kogoś skrzynkę w prezencie, to będę musiała. (Jakoś się później pozbędę - zrobię aukcję czy coś). W innym przypadku - za Chiny. Drugi dzień po degustacji wytworu małych żółtych rączek po prostu nie istnieje. Spokojnie doba ta może być wykreślona na długo przed planowanym spotkaniem. Kara za chwile uniesienia kielichów jest bowiem potężna. Przepotężna :D

Jednak, kiedy żołądek i/lub reszta współmieszkaczy domaga się swoich praw, nie ma przebacz. Ból istnienia bólem istnienia, ale walczyć trza. Daniem wymagającym (straszne słowo w dzień po) absolutnego minimum zaangażowania (dajmy sobie choć cień nadziei) może być wtedy zupa-krem z zielonego groszku.


piątek, 1 czerwca 2012

Ja papryczę!

Wieczorem pytam się jakiegoś dziecka, które pałęta mi się po domu:
- Skarbeńku, co zjemy jutro na obiad?
- Pulpety w sosie!
Myślę sobie - oka, dawno nie było pulpetów, mam zmieloną łopatkę w zamrażalniku, nie swoją ofkors - może być.
- A w jakim sosie, kotku?
- Nie wiem.
Z racji, że na pierwsze będzie jeszcze wczorajszy czyli dzisiejszy krem z pomidorów, pomidorowy odpada z punktu.
- Koperkowy może być?
- Nie.
- A może czosnkowy?
- Nie wiem.
No to czad. Nic to, myślę sobie, że do jutra coś wymyślę. No i wymyśliłam - faszerowaną paprykę:P



środa, 23 maja 2012

Chodź tu Wacek, masz zjedz placek

Nie wiem, jak Wy, ale ja chyba nie znam ani jednej osoby, która nie lubiłaby placków ziemniaczanych. Placek podstawą jest i basta ;) Jednak przyjaźń z plackami bardzo szybko może zmienić się w o wiele bardziej namiętne uczucie, jeśli odrobinę zmodyfikujemy standardową recepturę. Radosne uniesienie ślinianek zapewni nam dodatek nie tak znowu niewinnie wyglądającego warzywa, jakim jest cukinia, a dzikie żądze naszych niektórych zmysłów wzbudzą pieprz, czosnek i świeży, pachnący koper.


wtorek, 22 maja 2012

Zupa na trawie

Co najlepiej smakuje, w tak gorący dzień jak dziś, gdy przez zupełny przypadek mamy pod ręką kawałek trawnika, słońce i leżak? Oczywiście bigos ;)

No chyba, że zaopatrzyliśmy się zawczasu w świeże warzywka i trochę jogurtu, a jeśli nie, to założę się, że do najbliższego zieleniaka macie nie dalej, niż pół godziny galopem. Jak powszechnie wiadomo, najwspanialsza na świecie letnia zupa ma tyle samo zagorzałych fanów, jak i wrogów.  Ci ostatni pewnie jeszcze jej nie próbowali, a na sam zlepek dwóch słów: "zimne" i "zupa" robi im się gorąco. Zaprawdę, mylą się, o nieszczęśni ;) Chłodnik jest po prostu prze-py-szny.


























niedziela, 20 maja 2012

Pomarańczą go

Dzisiaj proponuję Wam super aromatycznego kurczaka... na jutro. Na jutro, ponieważ cały sekret tkwi w przegryzieniu się smaków - a to, jak wiadomo, trwa, i najlepiej gdy odbywa się nocą w jakimś zacisznym miejscu, na przykład w lodówce. Dopiero wówczas tak podkręcony kurczak jest sexy ;) Gdy nazajutrz podczas pieczenia w całym domu unosi się w powietrzu zapach pomarańczy, no po prostu można oszaleć na jego punkcie :)