Zaczęło się trochę niewinnie, odrobinę zagadkowo i dość zaskakująco. Żadne znaki na niebie, a tym bardziej na ziemi nie przepowiadały, że w pewne leniwe sobotnie popołudnie dołączę do kreatywnego teamu chcącego wywalić świat do góry nogami. No może nie świat, tylko lokalne, podzamkowe podwórko i może nie do góry nogami, tylko trochę bardziej twarzą do słońca i ludzi. W każdym razie dostałam lakoniczne info na "jednym z portali społecznościowych" o zaproszeniu na degustację. A zaraz potem pytanie, czy będę. No dobra, będę, przecież darowanemu jedzeniu pod serwetkę się nie zagląda ;)
Przyszłam, weszłam, przywitałam się, zasiadłam. Grono kameralne, uśmiechnięte, kieliszek czerwonego wina na dzień dobry - no nie jest źle. A dalej... było już tylko lepiej :)
Okazało się, że restauracja Tawerna, do której nas zaproszono, jest pierwszym przystankiem w intrygującej podróży przez szczecińskie Podzamcze, do którego trudno trafić nawet tubylcom. Trafić trudno, bo leży odrobinę za daleko nie tyle w przestrzeni, co w mentalności mieszkańców naszego zielonego miasta. Dość smętna atmosfera jakoś nie pasuje do ciekawego miejsca, w którym powinno spędzać się co najmniej pół dnia, oddając się rozmaitym aktywnościom miejskim, jak to jest w przypadku podobnych lokacji w innych miastach. Między innymi do nas, miłośników Szczecina i dobrego jedzenia będzie należał zaszczyt przemeblowania myślenia o starówce-nowówce. A w tchnięciu odrobiny większej dozy życia w nadodrzańską dzielnicę pomóc ma stopniowe zapoznawanie Was z ciekawymi miejscówkami i wydarzeniami, które Podzamcze ma lub w niedalekiej przyszłości będzie miało do zaoferowania.
Wracając do rzeczy, czyli do kulinariów. Tawerna przeprowadziła lifting menu z miszmaszowo-polskiego na bardziej włoskie i jeszcze przez jakiś czas będzie testować nowości na żywych organizmach. Znaczy, w rzeczoną sobotę, między innymi na moim. Nowości te prezentują się naprawdę obiecująco. Popatrzcie tylko.
Oliwki, oliwa plus delikatne chrupiące pieczywo - to mogę zawsze i o każdej porze. Zwłaszcza kiedy oliwki są zamarynowane boską cieczą połączoną z wiórkami skórki cytrynowej. I nie mam tu na myśli nektaru - oliwa jest znacznie cenniejsza, zwłaszcza gdy czuć jej pikantność wskazującą na doskonałą jakość. A gdy jest jeszcze podkręcona z chili i rozmarynem, fajnie zaostrza apetyt na więcej. Smakowite czekadełko, zwłaszcza w połączeniu z winem. Jeśli tak ma wyglądać każde powitanie w tej restauracji, to ja jestem kupiona (bo już wiem, że będzie też parę innych kąsków;).