słony, słodki, kwaśny, gorzki - standard
umami - gratis
tłusty - nowość

siódmy - poczujesz, gdy przymkniesz oczy

sobota, 29 marca 2014

Kurczak w przelocie

Jak to zrobić, żeby się najeść, a nie narobić - odwieczny problem leniwej kucharki. Zwłaszcza, gdy kucharka akurat postanawia przeistoczyć się w jednoosobowy Zespół Odgruzowująco-Sprzątający, cały dzień ogarnia aktualne miejsce zamieszkania i generalnie nie ma czasu mieszać w garach. Najlepiej sprytnie a nawet wręcz przebiegle urządzić to tak, żeby samo się zrobiło. Na przykład - w piekarniku.

Więc w przelocie między rozwieszaniem prania a  tańcem z miotłami chwytamy, co nam podleci pod rękę i organizujemy jakiś mało absorbujący, acz smaczny obiad.


poniedziałek, 17 marca 2014

Nocne babki

Taka sytuacja. Wieczór chyli się ku upragnionemu końcowi. Wszystkie sprawy codzienno-przyziemne ogarnięte. Gonitwa zakończona. Okolice godziny 23, ja w szlafroku, z maseczką na tak zwanym obliczu, zmierzająca do ostatniego punktu napiętego grafiku, jakim jest zalegnięcie w łóżku oraz dokładne i długotrwałe oglądanie wewnętrznej powierzchni powiek.  Znaczy tak mi się wydaje. Do momentu, kiedy przysypiające w łóżku dziecko ziewającym tonem oświadcza, że jutro obiecał zanieść do szkoły ciasto. T a k. C i a s t o. N a  j u t r o  r a n o. Nie, nie przesłyszałam się. Dzień Kobiet, dziewczyny będą czekać. Obiecał.

Cóż robić.

<#$%&@>

...

Babeczki może.

Cytrynowe.

<szybki przegląd lodówki i szafek kuchennych>

Tak.


niedziela, 9 marca 2014

Batataj, króliczku

Podchodziłam do niego, jak pies do jeża. Wcześniej jadłam go dwa razy - jak mi się do przedwczoraj wydawało - pierwszy i ostatni. Jednak to prawda, że źle przyrządzone danie zostawia trwałe ślady w psychice na długo. Jeśli coś od razu, delikatnie mówiąc, nie rzuci mnie na kolana, zazwyczaj puszczam to w niepamięć, nie tracąc czasu na powtórki. No chyyyba, żeee... no dooobra... dajmy jeszcze jedną szansę temu futrzaku ;)




wtorek, 4 marca 2014

Śledzik ratunkowy

Dzisiaj śledzik, albo mi się wydaje? Goście prawie pukają do drzwi, a tu nastąpiła pomroczność jasna w temacie polskich tradycji karnawałowych, doba znów się nie spięła i trzeba naprędce improwizować? Jeśli po ogarnięciu fryzury i makijażu dysponujecie jeszcze ośmioma luźnymi minutami, to jest to wystarczająca ilość czasu, aby sklecić szybką sałatkę śledziową.



poniedziałek, 3 marca 2014

Kulinarne podróże po szczecińskim Podzamczu - Tawerna

Zaczęło się trochę niewinnie, odrobinę zagadkowo i dość zaskakująco. Żadne znaki na niebie, a tym bardziej na ziemi nie przepowiadały, że w pewne leniwe sobotnie popołudnie dołączę do kreatywnego teamu chcącego wywalić świat do góry nogami. No może nie świat, tylko lokalne, podzamkowe podwórko i może nie do góry nogami, tylko trochę bardziej twarzą do słońca i ludzi. W każdym razie dostałam lakoniczne info na "jednym z portali społecznościowych" o zaproszeniu na degustację. A zaraz potem pytanie, czy będę. No dobra, będę, przecież darowanemu jedzeniu pod serwetkę się nie zagląda ;)

Przyszłam, weszłam, przywitałam się, zasiadłam. Grono kameralne, uśmiechnięte, kieliszek czerwonego wina na dzień dobry - no nie jest źle. A dalej... było już tylko lepiej :)

Okazało się, że restauracja Tawerna, do której nas zaproszono, jest pierwszym przystankiem w intrygującej podróży przez szczecińskie Podzamcze, do którego trudno trafić nawet tubylcom. Trafić trudno, bo leży odrobinę za daleko nie tyle w przestrzeni, co w mentalności mieszkańców naszego zielonego miasta. Dość smętna atmosfera jakoś nie pasuje do ciekawego miejsca, w którym powinno spędzać się co najmniej pół dnia, oddając się rozmaitym aktywnościom miejskim, jak to jest w przypadku podobnych lokacji w innych miastach.  Między innymi do nas, miłośników Szczecina i dobrego jedzenia będzie należał zaszczyt przemeblowania myślenia o starówce-nowówce. A w tchnięciu odrobiny większej dozy życia w nadodrzańską dzielnicę pomóc ma stopniowe zapoznawanie Was  z ciekawymi miejscówkami i wydarzeniami, które Podzamcze ma lub w niedalekiej przyszłości będzie miało do zaoferowania.

Wracając do rzeczy, czyli do kulinariów. Tawerna przeprowadziła lifting menu z miszmaszowo-polskiego na bardziej włoskie i jeszcze przez jakiś czas będzie testować nowości na żywych organizmach. Znaczy, w rzeczoną sobotę, między innymi na moim. Nowości te prezentują się naprawdę obiecująco. Popatrzcie tylko.

Oliwki, oliwa plus delikatne chrupiące pieczywo - to mogę zawsze i o każdej porze. Zwłaszcza kiedy oliwki są zamarynowane boską cieczą połączoną z wiórkami skórki cytrynowej. I nie mam tu na myśli nektaru - oliwa jest znacznie cenniejsza, zwłaszcza gdy czuć jej pikantność wskazującą na doskonałą jakość. A gdy jest jeszcze podkręcona z chili i rozmarynem, fajnie zaostrza apetyt na więcej. Smakowite czekadełko, zwłaszcza w połączeniu z winem. Jeśli tak ma wyglądać każde powitanie w tej restauracji, to ja jestem kupiona (bo już wiem, że będzie też parę innych kąsków;).