słony, słodki, kwaśny, gorzki - standard
umami - gratis
tłusty - nowość

siódmy - poczujesz, gdy przymkniesz oczy

wtorek, 5 czerwca 2012

Grrrrrrr

Jakiś czas temu byłam na imprezie sushikręceniowej. Aportem w majątek przyjęcia wniosłam butelkę chińskiego wina. Niestety, był to błąd. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka chińska wina. Już wiem, że do końca życia żadna siłka nie będzie w stanie zmusić mnie do ponownego spojrzenia w stronę tego wynalazku, no chyba, że dostanę od kogoś skrzynkę w prezencie, to będę musiała. (Jakoś się później pozbędę - zrobię aukcję czy coś). W innym przypadku - za Chiny. Drugi dzień po degustacji wytworu małych żółtych rączek po prostu nie istnieje. Spokojnie doba ta może być wykreślona na długo przed planowanym spotkaniem. Kara za chwile uniesienia kielichów jest bowiem potężna. Przepotężna :D

Jednak, kiedy żołądek i/lub reszta współmieszkaczy domaga się swoich praw, nie ma przebacz. Ból istnienia bólem istnienia, ale walczyć trza. Daniem wymagającym (straszne słowo w dzień po) absolutnego minimum zaangażowania (dajmy sobie choć cień nadziei) może być wtedy zupa-krem z zielonego groszku.




Z uwagi na nasz ciężki stan związany z syndromem dnia następnego, starannie minimalizujemy ilość składników oraz czynności potrzebnych do uzyskania zupy. Powolnymi ruchami sięgamy po:

  • opakowanie mrożonego zielonego groszku
  • 1 cebulę
  • 1 litr wywaru jarzynowego lub ekologicznego bulionu z kostki - awaryjnie zawsze trzeba mieć go pod ręką
  • 2 łyżki masła
  • 2 ząbki czosnku - w przypadku, gdy nie zażyliśmy 2 tabletek przeciwbólowych, odpuszczamy
  • czubrycę zieloną lub natkę pietruszki
  • kawałek świeżej papryczki chili
  • bagietkę

Aby nie rozpaść się na kawałki podczas przygotowywania, ograniczamy ruchy ciałem, zwłaszcza tą jego częścią, w której znajdują się oczy, a która grozi eksplozją przy nieumiejętnym posługiwaniu się. O ile to możliwe, staramy się także nie zwracać uwagi na tupiącego kota, choć oczywiście istnieje ryzyko, że sięniedasię.

Bagietkę cichutko i starannie kroimy na małe kromeczki. Starannie, ponieważ wszelkie zamaszyste ruchy nie są wskazane. Kromeczki możemy podpiec w piekarniku, posmarowawszy je uprzednio oliwą i obsypawszy ulubionymi ziołami, jednak w wielu przypadkach skutkuje to niebezpiecznymi skłonami ciała, a te znowu są przyczyną średnio miłych doznań pomiędzy małżowinami, naszymi oczywiście, nie sąsiadki czy teściowej. Wybieramy więc patelnię, życie stanie się prostsze. Długotrwałe przebywanie w kuchni to przecież nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej dzień po spożywaniu płynnej chińszczyzny.

Drugą czynnością wymagającą od nas nieziemskiego poświęcenia w tym jakże trudnym dniu jest posiekanie cebuli w drobną kostkę, i zeszklenie jej na dwóch łyżkach masła. Najlepiej od razu zrobić to w garnku, w którym będziemy gotować zupę. Tutaj mam dobrą wiadomość: najgorsze prawie za nami. Gdy cebula się zeszkli, dorzucamy zmiażdżony czosnek (ewentualnie) oraz groszek. Podsmażamy wszystko chwilę i zalewamy bulionem. W wersji hardkorowej w tym momencie możemy dorzucić też jednego, obranego i pokrojonego w małą kostkę ziemniaka. Gotujemy wszystko razem jakieś 5-7 minut, dodajemy zielone, a następnie, opcjonalnie obiecując wszystkie skarby tego świata, każemy zmiksować zupę komukolwiek obecnemu w kuchni, jednocześnie oddalając się w jakieś bezpieczne, wygłuszone miejsce. No i tyle - krem można wylać na talerze, udekorować grzanką, kawałeczkiem chili i kilkoma ugotowanymi ziarenkami grochu. Po tej pełnej heroicznych czynów akcji z (prawie) czystym sumieniem możemy udać się na zasłużony odpoczynek wojownika, jedząc wcześniej zupę lub nie, w zależności od naszych preferencji smakowych, obowiązujących w danej chwili. 

A, zapomniałabym! Sushi smakowało wyśmienicie, no i kręcenie wychodzi mi coraz lepiej, ale o tym innym razem ;)







3 komentarze:

  1. uwielbiam Twój styl pisania:)))) przepis sięprzydasię jak piszesz dzień-po:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie idę coś łyknąć na natchnienie - jutro oczekuj nowego przepisu ;)

      Usuń
  2. Uśmiałam się do łez choć rozumiem "wagę" afterdeja :) A zupę chętnie wykorzystam. Na zdrowie :D

    OdpowiedzUsuń