Strasznie się wczoraj nie wyspałam. Pół dnia chodziłam nieprzytomna, nawet kakao nie pomagało. Dodatkowym usypiającym bodźcem była świadomość, że dobrze by było ogarnąć tu i ówdzie. Zwłaszcza ówdzie. Aby jakoś bezboleśnie, a nawet całkiem przyjemnie przebrnąć przez proces przekładania rzeczy z jednego miejsca w inne, zaczęłam od lodówki. Ale skarby tam znalazłam! Niektóre nawet całkiem przydatne, jak na przykład fantastycznie zielony ser gouda wasabi, czy całkiem znośne pieczarki. Ten ser to nie ze starości zzieleniał, tylko tak jakby od urodzenia miał. A, jako, że nie samym serem i grzybem człowiek żyje, dorobiłam naprędce jakieś tło. Zaś smętne resztki ogórków konserwowych, wysuszona dupka kiełbasiana i dwa przeterminowane opakowania jogurtu pojechały sobie na wycieczkę workolotem w kierunku bliżej nieznanym.